RGB_7514Kiedy pierwsi rycerze krzyżowi weszli do Puszczy Patrąk, czy też inaczej nazywanej Galindzką, mieli problem ze znalezieniem w niej… ludzi. Przepastna knieja, dzisiaj Lasy Napiwodzko ? Ramuckie, gdzie obecnie leży Gmina Jedwabno pełna była turów, niedźwiedzi, wilków, jeleni oraz wszechobecnej, zalegającej tuż pod powierzchnią ziemi rudy żelaza. Nie za bardzo zaś można było napotkać jakichkolwiek gospodarzy, gwarną osadę, czy bogate uprawy. Żyjący tu od stuleci Galindowie, w zadziwiająco krótkim czasie mieli po prostu zniknąć. Do dzisiaj trwają poszukiwania przyczyny mocnego wyludnienia tej tak bogatej we wszelkie dobra krainy.

Teorie mówią, iż przed przybyciem Krzyżaków plemię zostało poddane eksterminacji przez sąsiednich Polaków, Jaćwingów oraz Skandynawów. Galindowie mieli często atakować położone na południe ziemie, znajdujące się pod władzą Piastów, przy czym jedna z takich wypraw, według legendy, zakończyła się w konsekwencji zagładą całego plemienia. Chociaż to Krzyżacy ostatecznie podbili ziemie pruskie, to Polacy mogli oddać im przysługę, wyniszczając Prusów w czasie regularnych wypraw. Jak mówi Chronicon terrae Prussiae Piotra z Dusburga z 1326 r., w XIII w. ich tereny plemienne były już wyludnione.

Nie ma informacji o konfrontacjach pomiędzy Galindami a państwem piastowskim do schyłku X w. Pokojowe relacje wynikały zapewne z posiadania wspólnego wroga – Mazowszan. Sytuacja zmieniła się za panowania Bolesława Chrobrego, który w 1015 podjął udaną wyprawę do Prus i najprawdopodobniej podbił Galindię, chodź na krótko. Relacje Prusów z Piastami zaogniają się w XII wieku. W latach 1107-08, 1110-11 oraz prawdopodobnie w 1115 roku mają miejsce wyprawy odwetowe Bolesława Krzywoustego, które być może doprowadziły do podporządkowania Galindii.

Zakładamy, iż cykliczne konflikty zbrojne z Piastami wykrwawiły Galindów i zrujnowały ich gospodarkę, co sprawiło że mogli stać się podatni na ataki sąsiednich Jaćwingów. Na początku XIII w. Galindowie nie stanowili już znaczącej siły, zwłaszcza mogącej oprzeć się Zakonowi Krzyżackiemu wkraczającemu tu na początku swojego  podboju Prus.

W źródłach krzyżackich Galindowie uchodzą za wyjątkowo okrutnych pośród Prusów. Znany nam już kronikarz z Dusburga pisze o wspomnianej tu wyżej rzezi dziewczynek, której mieli dokonać wśród własnych współplemieńców w sytuacji, którą dziś określilibyśmy mianem wyżu demograficznego. Mieli oni również często atakować położone na południe ziemie, przy czym jedna z takich wypraw, kiedy według legendy kobiety galindzkie pomściły rzeź córek kierując własnych mężczyzn do walki bez… broni, gdyż tak kazała wyrocznia, zakończyła się w konsekwencji zagładą całego plemienia.

Tymczasem wcześniej plemię to wyróżniało się między innymi Prusami wielką zamożnością. Skąd brało się wobec tego rozpoznawane przez wielu badaczy bogactwo Galindów i dlaczego nie pozwoliło im przetrwać? Jeśli przyjmiemy hipotezę o ciągłości osadnictwa galindzkiego na Mazurach, od starożytności po wczesne średniowiecze, to czas jego rozkwitu przypadałby na schyłek okresu wędrówek ludów. W drugiej połowie V wieku na terenie Mazur pojawia się tzw. grupa olsztyńska. Wykształciła się ona na podłożu tzw. kultury bogaczewskiej, ekspandując w VI wieku w kierunku zachodnim. Ostatecznie zajmowała obszary pomiędzy górną Łyną a Krainą Wielkich Jezior

Mazurskich, a więc tereny hipotetycznego obszaru plemiennego Galindów. Należy ona do najbardziej interesujących i najmniej znanych jednostek kulturowych rozwijających się w pradziejach, stając się swoistym fenomenem na terenie środkowo-wschodniej Europy.

Wykopaliska na grodzisku w nieodległym od Jedwabna Pasymiu, dostarczyły informacji na temat gospodarki wczesnośredniowiecznych Galindów. Opierała się ona na rolnictwie. Uprawiano trzy gatunki pszenicy, jęczmień, owies oraz proso. Istotną rolę odgrywała również hodowla świń, kóz, owiec oraz koni. Co ważne dla naszych rozważań, na grodzisku odkryto liczne żelazne i brązowe haczyki do wędek oraz wiele szczątków ryb. Zaledwie 15 proc. kości zwierzęcych należało do zwierząt dzikich. Większość z nich pochodzi z niewielkich zwierząt futerkowych. Fakt ten oraz bardzo dużo, dobrych i precyzyjnych narzędzi do oprawiania skór i futer świadczy, iż futra mogły stanowić przedmiot wymiany a same narzędzia stanowiły o jakości ich preparowania. Powstawać musiały na miejscu, z lokalnego materiału, jakim było wszechobecne tu żelazo.

Grupę plemion z obszaru Galindii, określanych przez archeologię jako wspomniana już grupa olsztyńska, cechuje bogactwo i niezwykła rozległość kontaktów, którą poświadczają bardzo liczne i cenne przedmioty importowane. W tym bardzo wartościowe ozdoby wykonane ze złota i srebra. Odkrywano je na cmentarzysku m.in. w Burdągu, na terenie Gminy Jedwabno. Zjawisko to od ponad stu lat stawia przed badaczami pytanie: Jak doszło do tak niezwykłej koncentracji różnorodnych wpływów na obszarze położonym na skraju ówczesnego, antycznego świata?

Jednym ze źródeł dochodu miałaby być kontrola szlaku biegnącego z południowej Europy do Skandynawii. Być może ludność grupy olsztyńskiej brała udział w eksporcie świetnie wyprawionych futer i skór na teren państw na obszarze śródziemnomorskim.  Zjawisko używania oraz importu futer i skór z terenów tzw. Barbaricum w okresie wędrówek ludów na terenach Europy Południowej poświadczają liczne źródła pisane. Jest także coś niezwykle ważnego, jeśli nie najważniejszego a co z pewnością wydajnie uruchomiło rozwój w ogóle i jednocześnie pozwoliło tutejszym plemionom na tak znaczące sukcesy militarne i gospodarcze a także na… nagły upadek ? zalegająca w puszczach setkami hektarów, wszechobecna, darniowa ruda żelaza.

Najpopularniejsze w literaturze koncepcje dotyczące bogactwa tutejszych plemion, od zawsze dotyczyły handlu bursztynem. Poza tym za źródło bogactwa plemion zamieszkujących obszar Galindii uważano handel zbożem, które miało stanowić nadwyżkę produkcyjną uzyskaną w wyniku ? uwaga – zaawansowanej gospodarki rolnej. Według innych badaczy, w późnym okresie wędrówek ludów na dzisiejszych Mazurach mogła funkcjonować wspólnota terytorialna trudniąca się wyprawami rabunkowymi na sąsiednie obszary i handlem niewolnikami. To wszystko mogło się zdarzyć dzięki profesjonalnym narzędziom rolniczym wykonywanym z tutejszego żelaza, kajdanom, łańcuchom oraz powszechnie używanym, niedrogim, żelaznym mieczom…

Kiedy wedle legendy, Galindowie poszli bez nich na podbój Mazowszan, gdyż taka kazała wyrocznia, wszystko się skończyło. Jako, że w każdej legendzie tkwi owo ziarnko przyjmijmy, iż coś faktycznie musiało się stać z bronią, której zawsze mieli dostatek. Proces wytapiania puszczańskiego żelaza z rudy darniowej, nie był w tym czasie zbyt zaawansowany a samo żelazo z niej pochodzące nie było także pierwszej jakości. Owszem nadawało się na groty strzał, lemiesze czy wszelkie inne narzędzia służące do uprawy roli ale czy w starciu z coraz powszechniejszym, importowanym ze Skandynawii, najlepszej próby kruszcem mogło nadal konkurować? Czy Galindowie zniknęli niemal, gdyż ulegli twardszej stali Wikingów, używanej powszechnie przez otaczające ich, najeżdżające ludy i nadciągających właśnie do rodzimej puszczy, zakutych w nią od góry do dołu Szpitalników z Jerozolimy?

Fot. D. CzerniewiczNasza wiedza dotycząca państwa zakonnego, to najczęściej sfera militarna i nieodległe okolice. Pojęcia obracają się wokół zamków, zbrojnych oraz nieustających zmagań z sąsiadami.  Rzadko zwracamy uwagę na czysto gospodarczy aspekt tej niezwykle silnej organizacji ekonomicznej i gospodarczej, jaką stworzyli na terenie dzisiejszych Mazur rycerze zakonni. Jakość i wydajność funkcjonowania organizmu gospodarczego, jakim był ten fenomen, wzbudzała zazdrość i niekłamany podziw na dworach książęcych i królewskich całej, średniowiecznej Europy. Czy było coś obok świetnej organizacji bojowej, stałej gotowości do walki, sypiania w spodniach i butach, braterstwie w wierze, modłach o północy, karności i mistycyzmie co pozwoliło Krzyżakom na ten wyjątkowy w skali średniowiecznego świata sukces?

Puszcza Galindzka darowana im przez łaskawy na tym etapie podboju Prus los, nadal pełna była darniowego żelaza. Tym razem, za jego wytapianie mieli się zabrać ludzie znający daleko bardziej zaawansowane techniki metalurgiczne. Pamiętamy wprawdzie wuja Zbyszka z Bogdańca, zginającego krzyżacki topór w precel, kiedy obaj gościli z poselstwem na malborskim zamku, niemniej zanim to się stało, zwodzone na łańcuchach mosty, żelazne kraty i kajdany zbudowały krzyżacką potęgę w Prusach na całe, nadciągające stulecia. Gdzie to wszystko się zaczęło? O kuźnicach i piecach na terenie dzisiejszej Gminy Jedwabno w następnej części.

Cdn.

Damian Czerniewicz